Wykonała Zochan

poniedziałek, 26 maja 2014

Tam gdzie jest jasność, zawsze będzie i ciemność III



Wracając ze szkoły nastolatki myślą o naprawdę najróżniejszych rzeczach. O zakupach, spotkaniach z przyjaciółmi, o poprawie ocen, o obowiązkach domowych lub jak zająć sobie dzisiejszy czas. Tak szczerze… Nie sądzę, żeby ktokolwiek normalny myślał, rozważał o swoim prześladowcy. Przystojnym prześladowcy, który był dla mnie niezwykle miły. Irytujące.
Co mam zrobić? – Pytanie odbiło się echem po głowie szukając adresata. A moje alter ego? Jak jest potrzebne to go nie ma.
Nie ma to jak zadawać pytania swojej drugiej świadomości. – Ironia własnych słów niemal zaświszczała w głowie. Czasem pod naporem frapujących myśli, tak jak teraz, mam wrażenie, że posiadam schizofrenie. Kolejna sprawa, od której już mam bzika. Przymknęłam oczy i w umyśle już pokazała mi się moja persona z napisem na czole „czubek” zamykana za kratami z tabliczką „Psychiatryk”. Czasem zamiast napisu „Psychiatryk” widzę „Welcome in Hell”.  O wilku mowa. Z pod przymkniętych powiek mój wzrok skierował się w stronę piętrowej posiadłości z gigantycznym ogrodem i czarnej, dużej bramy z tabliczką „Szpital Psychiatryczny”. Dzięki Bogu nikt nie zauważa u mnie brakującej piątej klepki. Zapewne bujanie w chmurach i utrudnione spojrzenie przez nierównie ściętą, różową grzywkę spowodowało zderzenie się z nieznanym osobnikiem i bolesny upadek na pośladki. W moich uszach wciąż brzmiały nuty ZBUKU, a zdezorientowany wzrok zatrzymał się na czarnych, damskich, sportowych butach stojących przede mną. Ręką odgarnęłam grzywkę i dużymi oczami spojrzałam na postać. W amoku wstałam wpatrując się w jej twarz. Z ruchu jej malinowych, pełnych warg wyłapywałam słowa o treści przepraszam, nie chciałam, jak mogę się odwdzięczyć i inne zwroty grzecznościowe, które z jej strony były kompletnie nie na miejscu. To ja powinnam przepraszać, prawda? Moje powieki rozszerzyły się pod napływem wspomnień..

Delikatny wiatr rozniósł wesołe chichoty małych dziewczynek. Biegały szeroko uśmiechnięte po łące. Ubrane w zwiewne sukienki ścigały się do jedynej huśtawki w pobliżu. Dziewczynka z włosami w pięknym kolorze granatowym z zwycięskim uśmiechem usiadła na kawałek drewna połączonego z drzewem dwoma białymi sznurami. Zielonooka zaczęła bujać swoją koleżankę. Do przodu, do tyłu, wesoło chichocząc. Po pewnym czasie usiadły koło siebie i nawzajem zaczęły sobie robić warkoczyki.
-Sakura? – Spytała nieśmiało białooka.
-Tak, tak mam na imię. – Zaśmiała się różowowłosa.
-Przecież wiesz, że nie oto mi chodzi. Chciałam się zapytać.. – Dziewczynka wahała się nad własnym niedokończonym pytaniem.
-Tak, Hinacia? – Młoda Haruno zaniepokojona stanem koleżanki  zmarszczyła brwi w geście zmartwienia.
-Ja tylko… Czy zostaniemy przyjaciółkami… Już na zawsze ? – Spytała z nadzieją sześcioletnia Hinata.
Rozweselona Sakura uśmiechnęła się szeroko i spojrzała tymi świecącymi, zielonymi oczyma na przyjaciółkę.
-Jasne, przecież nic nam nie stoi na przeszkodzie! – Dziewczynki uśmiechnęły się do siebie, jakby rozumiały się bez słów.

Wzrokiem zlustrowałam ją. Czarne leginsy za kolano, płaski wyrzeźbiony brzuch, sportowy fioletowy stanik, który ślicznie komponował się z jej długimi granatowymi włosami. Jej oczy stały się jeszcze bardziej przyciągające swoją niecodziennością, a blada skóra tylko dodawała jej uroku. Wyrosła na przepiękna kobietę..
Zazdro, co? – Cholera!  Jak teraz cię nie potrzebuje to akurat przybywasz!
Zdjęłam słuchawki z uszu i ściągnęłam kaptur. W moich oczach zalśnił widok jej zszokowanej twarzy. Tak jak ja zamilkła. Jej oczy lustrowały moja postawę, ubiór, wygląd. Spojrzała w moje oczy i szeroko się uśmiechnęła.
Jak dawno nie widziałam tak szczęśliwego spojrzenia i szerokiego uśmiechu..
Rzuciła się na mnie. Dosłownie!
Przytuliła mnie… Wiadomość huczała w mojej głowie. Zewsząd ogarnęło mnie niesamowite ciepło i jakby przyjemny ucisk w okolicy serca. Uczucie niby tak znajome, a tak obce. Niepewnie moje ręce ułożyły się w odwzajemniony uścisk. W mojej głowie kłębiły się pytania. Co powinnam dalej zrobić? Uśmiechnąć się? Przeprosić za upadek? Podziękować? Ale za co.. Przeprosić? Przecież ona to zrobiła. Nie, jednak ja to powinnam zrobić, przecież to ja nie patrzyłam gdzie idę. Czy ten stłumiony głos w mojej głowie to od dawna niedopuszczane do mnie sumienie? Dziwnie. Znów ogarnął mnie nieprzyjemny chłód. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jej sylwetkę.
-Sakura, nie wierzę, że to ty! – Powiedział do mnie jakby niedowierzając swoim oczom.
-Uwierz mi, mi nie wolno ufać – też nie wierzę, że to ja. – Powiedziałam do niej odrobinę  żartobliwie.  

Jestem tu może fartem i mam jedną kartę.
Typy pytają czy mówię serio czy już pół żartem.” – Sulin

Spojrzała krytycznym wzrokiem na mój ubiór.
-Teraz idziesz do mnie i wszystko mi opowiadasz co się działo jak mnie nie było. – Złapała moją dłoń i zaczęła mnie prowadzić. Już w kościach czułam, że to będzie trudna rozmowa.

*.*

Kurwa, kurwa, kurwa! Tylko ja, na tym cholernym świecie, mam tak powalonego pecha!  Jak to możliwe, że w aktach uczniowskich jest wszystko o wszystkich, tylko nie o niej? Jedyna informacja jaka widnieje obok zdjęcia to imię i nazwisko. Sakura Haruno. Niekontrolowany uśmiech wpełznął mi na usta. Kwiat wiśni. Idealne dla niej imię. Cholera! Zbaczam z tematu. Moim podstawowym problemem jest brak odpowiedzi na pytanie: Dlaczego dyrekcja zataiła informacje o różowowłosej , nawet przed nauczycielami?
Moje zaciekawienie Sakurą nade mną górowało, mimo to moja determinacja w tej sprawie mnie irytowała. Zawsze wraz z Naruto nie ingerowaliśmy, aż tak w pomoc innym outsiderom. Czy to tylko przez jej gust muzyczny? Nie. Moje myśli były niczym Ikar lecący ku słońcu. Czym bliżej, tym bardziej nieświadomie zbliżałem się do samo destrukcji. Ona jest taka inna. Jakby nie wiedziała, że jest taka kusząca w swej tajemniczości.  Niepozornie się porusza, mimo, że drzemie w niej ogromna moc.
W tej chwili nie polepsza to mojej sytuacji. Wyszedłem ze schowka na szczotki i środki dezynfekujące i biegiem rzuciłem się do drzwi dyrektora. Kiedy tylko zobaczyłem, że Itachiego nie ma, odstawiłem dokumenty na miejsce, pilnując, aby się nie dopatrzył chwilowej pożyczki. Mimo, że ciałem przemieszczałem się korytarzami szkolnymi, to myślami byłem w domu przy dobrej książce i cudownej muzyce, która ukoiłaby moje zszargane nerwy. Westchnąłem ciężko, gdy otworzyłem od siebie drzwi wyjściowe od Liceum i szurając butami bujałem w chmurach.

*.*

-A widziałaś to jak wujek upadł na cztery litery? Pół godziny nie mógł wstać! – Wraz z tatą wybuchliśmy głośnym , gromkim śmiechem. Lekko się zadławiłam z narastającej radości. Widok powalonego wujka przez nadmiar alkoholu był przezabawny. Spojrzałam w zaszklone oczy taty, a w mojej wyobraźni ukazała się reakcja cioci na widok męża. Szeroki wyszczerz znów wkradł się na moje usta, z których zaczęły płynąć słowa.
-A słyszałeś krzyki naszej solenizantki  na męża?
-Żartujesz? Ciocię było słychać, aż na ulicy! – Oboje znów zaczęliśmy się śmiać. Świecące czerwone światło pośród wszechobecnej ciemności  zamieniło się na zielone. Spojrzałam przez okno. Gwiazdy tak pięknie mieniły się na czarnym niebie. Tata zmienił bieg i z dużą prędkością ruszył. Nagle przypominając sobie o bezpieczeństwie, szybko zapięłam pasy. Wzrokiem wciąż taksowałam nowo zakupiony samochód. Porshe 911. Marzenie taty z dzieciństwa. Oczywiście, jako córeczka tatusia, zaraził mnie swoją pasją motoryzacyjną. Uśmiech sam wprosił się na usta widząc piękne zdobienia, prosty, ale świetny kokpit, dopasowane oparcia i świadomość mocy tego pojazdu. W myślach, nie wiedząc czemu przypomniało mi się, że przecież na imieninach u cioci, tato wypił ze dwa drinki. Z zaniepokojeniem na twarzy spojrzałam na licznik. 140 km/h to wcale nie mało. Z przestrachem spojrzałam na tatę i to, że nie ma nawet zapiętych pasów bezpieczeństwa.
-Tatusiu, może zwolnisz? – Tato kątem oka spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Spokojnie, kochanie. Na drodze jest przecież pusto.
-To proszę, tato, chociaż zapnij pasy. – Staruszek jedynie pokiwał głową przecząco, uśmiechnął się i zmniejszył prędkość do 100 km/h. Odwrócił głowę w moją stronę.
-I co, córeczko? Pasuje? – Z za zakrętu zobaczyłam tylko nagle pojawiające się światła. Przerażenie mnie ogarnęło. Nagle usłyszałam dziecięcy pisk.
-Tatuś, patrz na drogę! – To był jednak mój krzyk. To mój własny przerażony krzyk właśnie rozdzierał mi gardło. Gigantyczne, oślepiające reflektory tuz przed naszym autem. Przerażona zacisnęłam dłonie na fotelu i zamknęłam mocno oczy, w strachu bojąc się tego co się wydarzy. Nagle poczułam mocne szarpnięcie. Uchyliłam powieki i zobaczyłam jak tata gwałtownie hamuje i skręca kierownicą. Kolejny przerażony pisk wydobył się z moich strun. Tym razem zachrypnięty, osłabiony. Potem tylko poczułam silne uderzenie i niewyobrażalny ból. Ciemność. Chwilowo jakbym nic nie czuła. Zupełnie nic. Nawet, czy żyję. Ogarnął mnie strach. Nie żyję? Miałam ochotę krzyczeć, wołać, błagać o pomoc. Nie mogłam. Nie mogłam się nawet ruszyć. Znów ten niesamowity, kujący ból. Wreszcie przez przymknięte powieki mogłam coś zobaczyć. Byliśmy jakby do góry nogami. Wokół naszego auta było pełno palącego się ognia. Czułam jak robi mi się gorąco. Łzy ciurkiem zaczęły spływać mi po twarzy. I z przerażenia, i braku możliwości poruszania nogami, rękami, czy nawet głową.  Co gorsza, nawet nie czułam kończyn. Wtedy dojrzałam staruszka. Wszędzie było czerwono. Co to jest? Czy to… Krew? Nie potrafiłam określić, gdzie było jej źródło na ciele taty. Gdy tylko do mnie doszło jak on wygląda, wybucham kolejnym, głośnym, desperackim płaczem. Wręcz rykiem, który bardziej przypominał odgłos zwierzęcia, a nie człowieka. Jego ciało było powyginane w przeróżny sposób, a twarz była tak bardzo oszpecona! Skupiłam się na jego przyćmionym wzroku. Z początku słyszałam tylko szum, dopiero teraz słuch mi się wyostrzył. Do moich uszu doszło ledwo powiedzione moje imię. Doszło do mnie, że tata coś do mnie mówi. Spojrzałam w jego oczy dławiąc się płaczem.
-Kocham cie, tato! Ach, znowu się mazgaję, przepraszam! – Krzyczałam, przepraszając, wyznając rodzinną miłość z nadzieją, że wyjdziemy z tego cało.
-To nic złego. – Ledwie wychrypiał, dławiąc się krwią. Wyglądał teraz trak  żałośnie. A ja tak żałośnie nie mogłam nic zrobić, by mu pomóc.
-Ale, przecież…
-Ale i tak wolałbym, żebyś rzadziej płakała, bo tylko łzy szczęścia są tymi dobrymi.-
Potem była tylko ciemność, której się tak bardzo boję.


Gwałtownie usiadłam na łóżku. Serce biło strasznie mocno i szybko o klatkę piersiową, a pot lał mi się z czoła szybciej i gęściej niż kiedykolwiek. Znów te koszmary. Znowu rozdrapałam stare rany, tym razem wyjawiając całą swoją przeszłość Hinacie. Zegarek pokazywał chwilę po drugiej w nocy. Przewróciłam oczami, zapaliłam lampkę nocną i ręką zaczęłam szperać w szufladzie nocnej w poszukiwaniu półrocznych tabletek przepisanych przez byłego terapeutę. Boże, do dziś pamiętam, jakim był snobem. Sięgnęłam po wodę w butelce pod łóżkiem i popiłam dwie pigułki. Cholera jasna, co teraz?

Od Autorki:
 
Z góry przepraszam, za tak krótki rozdział, ale chcę, że byście wiedzieli, moi kochani czytelnicy, ze to nie bez powodu dodaje spóźniony i wybrakowany rozdział. Zakończenie roku, przygotowania, obowiązki domowe, w dodatku brat niedawno wrócił ze szpitala i dopiero co godzinę temu, go karetka z pod domu zabrała, bo dostał wysokiej gorączki, a po operacji to źle wróży. Do końca czerwca będę się starała, ale niczego nie obiecuję. Nie ma zielonego pojęcia, kiedy będzie następnych rozdziałów, proszę nie oczekiwać po mnie cudów :c Dziękuję wytrwałym, i pozdrawiam wszystkich <3
                                                                                                                                                         Karui.

4 komentarze:

  1. Ciesze sie, ze dodalas. Teraz wiemy w jaki spoaob jej tata zginal. To okropne. Do tego to co powiedzial na koncu, rozryczalam sie! Czekam na kolejny c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest rozdzialik. Rozdział jest. ^>^ W końcu rozdział jest. ^^
    Rozdział jak zawsze mi się podobał, teraz czekam na tym drugim o Sasusaku na rozdział. ;)
    Sakura spotkała się z Hinatą, ze swoja dawną przyjaciółką. Po takim czasie znów się spotkały i to jej zwierzała się Saki. Śmierć ojca Saki za fajna niebyła, była ona straszna. I jeszcze Saki, to widziała. Ale przynajmniej usłyszała ostatnie słowa od swojego ojca. Mogła usłyszeć jego ostatnie słowa.
    Sasuś chciał dowiedzieć się coś o nowej koleżance. ^>^ Coś mu się nie udało. Na marne poszły jego poszukiwania. Biedaczek. Tak mi go szkoda. Ale może jak Itasia nachleje, to od niego coś wyciągnie. ;) Tak on tak zrobi. ^^ Ja to wiem. :D
    Sakura coś do psychiatryka się wybiera? Może tak z nią Sasuke się wybierze. xD Ja wiem, że oni się tam wybiorą, Ja to wiem. xD Może tego nie napiszesz, ale ja to wiem, że oni się tam wybrali. :D
    Oczywiście wyczekuję następnego rozdziału tu jak i na Twoim drugim blogu o ss( Tak przypominam Ci o tym, bo dawno tam rozdziału nie dodałaś, a ja na niego czekam i czekam.)
    Życzę dużo weny. ;3
    Pozdrawiam cieplutko. ;3
    Palina aa

    OdpowiedzUsuń
  3. no więc...matko :3
    Sas jak zwykle mądry a śmierć taty Sakury ;c smutno ;c
    ale cóż podoba mi się ! :3
    iii zapraszam serdecznie do mnie <3 !
    http://ss-czas-milosci-polly-chan.blogspot.com
    Polly-chan <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo!

    Twój blog został pomyślnie dodany do spisu!
    Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów. :)

    Pozdrawiam
    Anika-chan z http://lapidarium-narutowskie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Wykonała Zochan