Wykonała Zochan

środa, 19 marca 2014

Gdy samotność daje o sobie znaki (Prolog)



[Młody M ft. Słoń - Nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie zabierze]

,, To już nie ten Młody co 2 lata wcześniej.
Gdyby nie te zwrotki nie miałbym chyba nic więcej”

Czy ważne są moje poglądy? Mój ubiór? Wygląd? Mieszkanie? Pieniądze? W przeciwieństwie do niej – nie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie bez niej życia, nie mówiąc już o latach, miesiącach, czy chociażby dniach. Bez niej czuję się zniewolona, bez uczuć. Codziennie mną zawłada. Niczym rycerz ze swoim najcenniejszym mieczem nie chcę się z nią chociażby na krok rozstawać. Nikt nie pyta mnie o nią, bo każdy ją dobrze zna. Na co dzień się z nią spotykamy – niektórzy przechodzą obok niej obojętnie, ale ja jestem jej… niewolnicą? Nie.. Ona właśnie dała mi wolność. Za to trwam przy niej w dzień i w nocy, o każdej godzinie, minucie, sekundzie. Ona jest mi tlenem, wzorem, światełkiem w tunelu. Jedyna rzecz, która dla mnie jest niczym żywa istota, która wartością nie przewyższa tylko mamy. Muzyka. Daje mi swobodę. Pozwala wyzwolić mi swoją prawdziwą naturę. Mój prawdziwy charakter. Nuty Młodego M i Słonia towarzyszą mi nawet teraz, gdy szybkim, desperackim krokiem pokonywałam kolejne metry w stronę cmentarza. Wiązanka przekleństw cisnęła mi się do ust, gdy po raz kolejny,  zmęczone moją upartością, trampki zanurzyły się w chłodnej wodzie kałuży. Wzięłam głęboki wdech i ze zdenerwowaniem zauważyłam, że moje lekko poszarpane i rozciągnięte jeansy są już ochlapane przez moją nieuwagę na ostatnie wysychające ślady wczorajszego, rześkiego deszczu. Nie zwracając na to dalszej uwagi zapięłam, aż do podbródka cienką, czarną bluzę i nałożyłam kaptur na głowę, wciąż rymując równocześnie z Słoniem. Patrząc na ciemne chmury kryjące żółte źródło wszechobecnej energii pomyślałam, że dziś wieczorem znów zaleje nasze szare ulice solidny, rzęsisty deszcz. Niemal doszłam do miejsca, które tak bardzo wszyscy omijają szerokim łukiem. Nie dziwie się im. Ciężko wspomina się utraconych. Nawet ja – mimo, że lubię przechadzać się na odwiedziny do taty- za każdym razem chwiejnym krokiem i z ciężkim sercem podchodzę do nagrobka. Przede mną , jakby wyrywając mnie z zamyślenia, pojawiła się  wielka brama, z której już dawno zeszła czarna farba. Bladą ręką chwyciłam za klamkę i silnym szarpnięciem otworzyłam wrota do miejsca dla umarłych – oczywiście tylko ciałem. Jak w transie, bez zastanowienia stawiałam kolejne nieprzemyślane kroki w stronę tego tak ważnego dla mnie pochówku. Wzrokiem błądziłam po dobrze znanych i często mijanych przeze mnie nagrobków. Nazwiska, które już świdrowały mój umysł, a niektóre zdjęcia umarłych utkwiły mi w pamięci prawdopodobnie do końca swoich dni. Pod nogami niemal namacalnie czułam kamienną dróżkę, która ciągnęła się wzdłuż muru zaledwie pół metra wyższego ode mnie. Na prawo zaś widniały  niemal bezkresne powody łez i cierpień jeszcze żywych ludzi. Lekko zbaczając z tematu, myślę, że są ludzie, którym chętnie ukróciłabym dni.

,, Możesz mieć pewność, zatańczę na twoim grobie
Walczyka, tak gra ulica, lepiej nie zadawaj pytań
Hip-Hop zmienił nas jak pierdolony Dżihad ”



Wreszcie ujrzałam swój cel tuż przede mną. Powolnym i nieco dramatycznym krokiem usiadłam na zniszczonej już przez rdze ławkę, która aż prosi się choć o trochę typowej, oryginalnej farby.  Pustym wzrokiem patrzyłam na imię i nazwisko widniejące na nagrobku. Nic nie mówiłam. Nie złączyłam dłoni i nie pochłonęłam się modlitwie. Oboje dobrze wiemy, że to nie potrzebne. Mimo wszystko byłeś dobrym człowiekiem. Nic nie mówię, bo zawsze według ciebie słowa do tego były zbędne. Ironia losu, ja bez rymowanych strof nie mogę żyć. Po twojej stracie myślałam, że nawet muzyka nie da mi ukojenia. Jednak pokładałam w niej nadzieje – taką jaką ty pokładałeś we mnie- i podniosłam się. Do dziś pamiętam twój szeroki uśmiech, duże iskrzące oczy, potargane i nieposkromione włosy oraz lekki zarost, który zawsze dodawał ci powagi. Lecz, gdy mówiłeś jakikolwiek żart, nawet broda nie była w stanie ukryć twojego lekko dziecinnego charakteru. Jednak pamiętam również jak ledwo dosłyszalnym głosem mówiłeś, że wszystko będzie dobrze. Gdy tylko walczyłam sama ze sobą mówiąc, że łzy są słabością, ty powtarzałeś, że one są tylko potwierdzeniem na to, iż jesteśmy ludźmi. Potem znów szeroko i z trudem się uśmiechałeś i z twoich ust płynęły słowa: ,, Ale i tak wolałbym, żebyś rzadziej płakała, bo tylko łzy szczęścia są tymi dobrymi”. Kiedyś ciebie nie doceniałam. Dopiero po stracie za tobą zatęskniłam. Po tych wszystkich latach nawet nie mam siły wylać choćby jednej łzy oddającej tobie należną cześć. Tak trudno znów mi się z tobą pożegnać. No, tak. Wraz z mamą wyjeżdżamy. Będzie mi brakować tych częstych przechadzek do ciebie i żaleniu ci się ze swych mało istotnych problemów. Nie chcę wstawać, podchodzić do twojego nagrobka, składać ostatnią modlitwę tutaj i odejść z myślą, że przez następne parę lat nie zobaczę wybitego twojego imienia na ciemnym marmurze. Mimo wszystko podeszłam do kamienia oddającego tobie cześć i wyciągnęłam drżącą dłoń w kierunku  twojego zdjęcia i swoimi delikatnymi opuszkami palców lekko pogłaskałam twoją podobiznę. W chwili, gdy przeszedł mnie dreszcz gwałtownie się wyprostowałam i wsłuchując się w rymy Młodego M kierowałam się w stronę domu, by przygotować zmęczonej mamie posiłek po całodniowej pracy. 

,,Bo żyć godnie to nie znaczy nie upadać
Każdy robi błędy, ważne jak będziesz wstawać”

Tymczasem , gdy zawiał mocniejszy wiatr, podmuch zdmuchnął liście zasłaniające napis na niedawno odwiedzonym nagrobku.

"Kizashi Haruno
Ur. 1.04.1970r. Zm. 6.06.2007r.
Wierny mąż i wspaniały ojciec.
Zginął śmiercią tragiczną."


Od Autorki:
 Rozdział pierwszy i drugi - już ukończone są ukryte w moim wordzie. Historia, mam nadzieję jest ciekawa. Liczę na wasze opinie moi drodzy czytelnicy!
Kocham was!
Pozdrawiam... Karui-chan!
P.S.: Wybaczcie mi tak krótki prolog, ale rozdział I, sądzę, że was zadowoli :)

Wykonała Zochan