Kiedyś
zastanawiałam się nad tym jak to jest posiadać super moce. Duża szybkość,
wielka siła, rozciągliwość ciała, czytanie w myślach. Dziś mogę się pochwalić,
że jestem cichą osobą o nadludzkich zdolnościach. Jestem niewidzialna.
Bynajmniej tak się czuję siedząc na kolejnej lekcji organizacyjnej. Jak zwykle, siedzę z tyłu obserwując
znudzone sylwetki uczniów. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kompletnie nikt. Mam
wrażenie, że mogłabym zacząć tańczyć na środku pomieszczenia, a i tak
pozostałabym niezauważona, zignorowana. Niby już tak monotonne uczucie w moim
życiu, a jednak jakaś mała nadzieja we mnie tkwiła. Nadzieja, że znajdę kogoś,
z kim mogłabym chociażby porozmawiać, chociażby przywitać. Jednak jest cząstka
mnie, która się boi. Odrzucenia, złamanych obietnic, kolejnych kłamstw, których
tak bardzo nienawidzę.
„Nienawidzę ludzi za każde kłamstwo, które musiałem połknąć,
żeby teraz nim rzygać,
Ale moje zimne oczy nie gasną i wszystko, wszystko dopiero
się zaczyna.”
Pani Anko Mitarashi – wychowawczyni mojej klasy, stwierdziła po lekcji, że się na mnie poznała. Spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechnęła się szeroko i stwierdziła, że gdyby nie była nauczycielką to wybrałaby się ze mną na Sake i na spokojnie pogadała. Zdumiona jej zachowaniem, nie wiedząc jak zareagować, zdębiałam, obróciłam się i odeszłam w tle słysząc stłumiony chichot belferki. Jak to jest, że jej osoba już mnie zaintrygowała i tak przyciągnęła, że ją polubiłam? Parę słów, tak nie do końca niewinnych słów starczyło, żeby zamienić taką chwilę na jedną z lepszych w moim życiu.
Bez przekonania wpatrywałam się w podłoże między moimi stopami. Wpatrywałam się w nią jakby z zafascynowaniem. Dziwne, prawda? We wszystkim mogę znaleźć coś interesującego. Zegar, intersujące jest to jak człowiek sam z siebie potrafi ustalić międzynarodowy bieg czasu dzięki swojemu geniuszu. Ławka, interesujące jest to, że fanatyk rzeźbiarstwa potrafi własnymi rękami zbudować prawdziwe, praktyczne dzieło. Tablica, interesujące jest to ile mądrych sentencji zostało na niej zapisanych. Krzesło, interesujące jest to, ile musiało się namęczyć, by zostać ostoją odpoczynku dla wielu, zapewne, interesujących ludzi. Westchnęłam cicho przenosząc spojrzenie na siedzących w milczeniu uczniów. Wzrok pływał po fali odwróconych sylwetkach, zapatrzonych w swoje zeszyty lub belfra. Ze zdziwieniem zauważyłam, że jeden uczeń od nieznanego dla mnie czasu zrezygnował z przypatrywania się w nauczyciela lub inny obiekt przed nim, tylko wlepił spojrzenie… W moją osobę. Zawiesił swoje czarne oczy na moich. Patrzył jakby chciał odgadnąć każdą moją myśl, wiedzieć o mnie wszystko… Jakby był zaciekawiony mną. Patrzyłam w jego bezdenne oczy. Nieprzerwalnie przytrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Kątem oka zauważyłam jego krótkie, czarne włosy w nieładzie, bladą skórę i całkiem przyjazną twarz. Bynajmniej dla mnie, bo dla otoczenia może sprawiać wrażenie zimnego egoisty. Z niewiadomych dla mnie powodów nie potrafiłam tak na niego spojrzeć. Zobaczyłam to! Zobaczyłam jak uśmiechnął się pod nosem! Do mnie, do siebie? Sama nie wiem, ale ucieszyło mnie to. Wykrzywił usta jakby w przekonaniu, pokrzepieniu? Jeszcze chwilę mi się przypatrywał, a potem przeniósł swoje czarne, świecące oczy w stronę Asumy – nauczyciela historii. Z zaniepokojeniem stwierdziłam, że mam ochotę, aż zanotować, iż po zdarzeniu zauważyłam przyspieszone tętno. Przyspieszone tętno? Co ja pieprzę? Serce waliło mi szybciej, niż w tedy jak uciekałam przed chuliganami. Burknęłam pod nosem parę nieokiełznanym słów, co zwróciło uwagę Sarutobiego.
-Sakuro, a może zechciałabyś poprowadzić za mnie lekcje, skoro chcesz coś powiedzieć? – Głos lekko rozbawiony, przyjazny – nie wrogi. Przelotne spojrzenia rówieśników skierowały się na mnie. Nawet jego spojrzenie. Odwzajemniłam je na krótką chwilę, a potem spojrzałam na iskrzące oczy czekającego na odpowiedź Asumy. Przecząco szybko pokręciłam głową, na co dorosły osobnik odpowiedział cichym, zmęczonym westchnięciem. Powrócił do tłumaczenia po raz dziesiąty zasad na jego lekcji w ostatnim roku liceum. W uszach uczniów całej szkoły zabrzmiał irytujący głos dzwonka ogłaszającego przerwę. Rówieśnicy gwałtownie wstawali i pakowali się, by następnie przejść do następnej klasy. Biedny, zmęczony nauczyciel w pośpiechu starał się powtarzać ostatnie informacje. W znużeniu pakowałam swoje rzeczy uważając na obolały bark. Spojrzałam lekko uśmiechnięta krzepiąco w stronę belfra, który małego gestu zapewne nawet nie zauważył. Zmęczony dniem usiadł za biurko przeszukując różne papierki, prace wychowanków i dokumenty. Zasunęłam za sobą krzesło i spojrzałam w stronę wyjścia z pomieszczenia. Obrócony tyłem, stojący w drzwiach ponownie się mi przyglądał. Wystraszył mnie. Zaniepokoił mnie swoim zachowaniem. Gdybym, choć trochę nie znała rówieśników powiedziałabym, że zachowuje się jak prześladowca. Co ja gadam? Przecież ja nie znam w ogóle rówieśników. Prześladowca… sądzę, że pasuje. Znów nikle wykrzywił usta w pospolitym uśmiechu i wyruszył w bliżej nieznanym mi kierunku. Potrzebuję świeżego powietrza, tak tego mi teraz trzeba. Włożyłam ręce do kieszeni i ruszyłam w stronę, wcześniej napotkanego przez mój wzrok, drzewa, by tam w spokoju przetrwać pół godzinną przerwę śniadaniową. Szybkim krokiem przemierzałam korytarze, schodziłam po schodach nie zważając na śmiechy przedstawicieli płci męskiej, czy kpiące spojrzenia i chichoty tutejszych dziewcząt. Słuchawki w błyskawicznym tempie znalazły się w moich uszach tłumiąc niepożądane dźwięki. Moje bębenki usłyszały uspakajające nuty Bisza.
„Na chuj mi Rolex, atomowe zegary, budziki?
Teraz jest zawsze, teraz, wystarczy umieć liczyć do
zera.”Pani Anko Mitarashi – wychowawczyni mojej klasy, stwierdziła po lekcji, że się na mnie poznała. Spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechnęła się szeroko i stwierdziła, że gdyby nie była nauczycielką to wybrałaby się ze mną na Sake i na spokojnie pogadała. Zdumiona jej zachowaniem, nie wiedząc jak zareagować, zdębiałam, obróciłam się i odeszłam w tle słysząc stłumiony chichot belferki. Jak to jest, że jej osoba już mnie zaintrygowała i tak przyciągnęła, że ją polubiłam? Parę słów, tak nie do końca niewinnych słów starczyło, żeby zamienić taką chwilę na jedną z lepszych w moim życiu.
Bez przekonania wpatrywałam się w podłoże między moimi stopami. Wpatrywałam się w nią jakby z zafascynowaniem. Dziwne, prawda? We wszystkim mogę znaleźć coś interesującego. Zegar, intersujące jest to jak człowiek sam z siebie potrafi ustalić międzynarodowy bieg czasu dzięki swojemu geniuszu. Ławka, interesujące jest to, że fanatyk rzeźbiarstwa potrafi własnymi rękami zbudować prawdziwe, praktyczne dzieło. Tablica, interesujące jest to ile mądrych sentencji zostało na niej zapisanych. Krzesło, interesujące jest to, ile musiało się namęczyć, by zostać ostoją odpoczynku dla wielu, zapewne, interesujących ludzi. Westchnęłam cicho przenosząc spojrzenie na siedzących w milczeniu uczniów. Wzrok pływał po fali odwróconych sylwetkach, zapatrzonych w swoje zeszyty lub belfra. Ze zdziwieniem zauważyłam, że jeden uczeń od nieznanego dla mnie czasu zrezygnował z przypatrywania się w nauczyciela lub inny obiekt przed nim, tylko wlepił spojrzenie… W moją osobę. Zawiesił swoje czarne oczy na moich. Patrzył jakby chciał odgadnąć każdą moją myśl, wiedzieć o mnie wszystko… Jakby był zaciekawiony mną. Patrzyłam w jego bezdenne oczy. Nieprzerwalnie przytrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Kątem oka zauważyłam jego krótkie, czarne włosy w nieładzie, bladą skórę i całkiem przyjazną twarz. Bynajmniej dla mnie, bo dla otoczenia może sprawiać wrażenie zimnego egoisty. Z niewiadomych dla mnie powodów nie potrafiłam tak na niego spojrzeć. Zobaczyłam to! Zobaczyłam jak uśmiechnął się pod nosem! Do mnie, do siebie? Sama nie wiem, ale ucieszyło mnie to. Wykrzywił usta jakby w przekonaniu, pokrzepieniu? Jeszcze chwilę mi się przypatrywał, a potem przeniósł swoje czarne, świecące oczy w stronę Asumy – nauczyciela historii. Z zaniepokojeniem stwierdziłam, że mam ochotę, aż zanotować, iż po zdarzeniu zauważyłam przyspieszone tętno. Przyspieszone tętno? Co ja pieprzę? Serce waliło mi szybciej, niż w tedy jak uciekałam przed chuliganami. Burknęłam pod nosem parę nieokiełznanym słów, co zwróciło uwagę Sarutobiego.
-Sakuro, a może zechciałabyś poprowadzić za mnie lekcje, skoro chcesz coś powiedzieć? – Głos lekko rozbawiony, przyjazny – nie wrogi. Przelotne spojrzenia rówieśników skierowały się na mnie. Nawet jego spojrzenie. Odwzajemniłam je na krótką chwilę, a potem spojrzałam na iskrzące oczy czekającego na odpowiedź Asumy. Przecząco szybko pokręciłam głową, na co dorosły osobnik odpowiedział cichym, zmęczonym westchnięciem. Powrócił do tłumaczenia po raz dziesiąty zasad na jego lekcji w ostatnim roku liceum. W uszach uczniów całej szkoły zabrzmiał irytujący głos dzwonka ogłaszającego przerwę. Rówieśnicy gwałtownie wstawali i pakowali się, by następnie przejść do następnej klasy. Biedny, zmęczony nauczyciel w pośpiechu starał się powtarzać ostatnie informacje. W znużeniu pakowałam swoje rzeczy uważając na obolały bark. Spojrzałam lekko uśmiechnięta krzepiąco w stronę belfra, który małego gestu zapewne nawet nie zauważył. Zmęczony dniem usiadł za biurko przeszukując różne papierki, prace wychowanków i dokumenty. Zasunęłam za sobą krzesło i spojrzałam w stronę wyjścia z pomieszczenia. Obrócony tyłem, stojący w drzwiach ponownie się mi przyglądał. Wystraszył mnie. Zaniepokoił mnie swoim zachowaniem. Gdybym, choć trochę nie znała rówieśników powiedziałabym, że zachowuje się jak prześladowca. Co ja gadam? Przecież ja nie znam w ogóle rówieśników. Prześladowca… sądzę, że pasuje. Znów nikle wykrzywił usta w pospolitym uśmiechu i wyruszył w bliżej nieznanym mi kierunku. Potrzebuję świeżego powietrza, tak tego mi teraz trzeba. Włożyłam ręce do kieszeni i ruszyłam w stronę, wcześniej napotkanego przez mój wzrok, drzewa, by tam w spokoju przetrwać pół godzinną przerwę śniadaniową. Szybkim krokiem przemierzałam korytarze, schodziłam po schodach nie zważając na śmiechy przedstawicieli płci męskiej, czy kpiące spojrzenia i chichoty tutejszych dziewcząt. Słuchawki w błyskawicznym tempie znalazły się w moich uszach tłumiąc niepożądane dźwięki. Moje bębenki usłyszały uspakajające nuty Bisza.
„Na chuj mi Rolex, atomowe zegary, budziki?
Dotarłam do upragnionego miejsca. Niedbale rzuciłam torbę pod drzewem i usiadłam obok niej wygodnie opierając się o pień. Spojrzałam w górę i spojrzałam na ledwie widoczne słońce, które zasłaniają pojedyncze liście klonu zwyczajnego. Zamknęłam oczy czując delikatnie muskające moją skórę podmuchy wiatru. Nagle w lewym uchu przestałam czuć źródła uspokajającego mnie rapu Bisza. Zaskoczona zauważyłam siedzącego po mojej lewej prześladowcę, który jak gdyby nigdy nic posilał się ryżem z kurczakiem w lewym uchu posiadając moją ukochaną słuchawkę. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Przełknął kęs i zwrócił się do mnie.
- Też lubię Bisza. – Wpatrywał się we mnie jakby wyczekując jakieś konkretnej reakcji. W oszołomieniu patrzyłam na niego kompletnie nie wiedząc jak się zachować. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nigdy nikt tak do mnie nie zagadał. Spojrzałam na jego pysznie wyglądające jedzenie, a z mojego brzucha wydobyły się niepokojące dźwięki. Zmarszczyłam brwi i zagryzłam usta w lekkim zdenerwowaniu i zawstydzeniu. W uszach zagrała mi piękna melodia. Co dziwniejsze nie był to flow Bisza, a śmiech czarnookiego. Spojrzał na mnie rozbawiony uśmiechając się od nosem. Na policzkach poczułam dziwne łaskotanie…, co to znaczy? Zaniepokojona reakcją organizmu wpatrywałam się w niego z lekkim przestrachem.
-Nie bój się, nie gryzę. – Znów melodia jego delikatnego śmiechu doszła do moich uszu. Swoje średniej wielkości pudełko z jedzeniem postawił na moich kolanach i do środka dał pałeczki. Spojrzałam na niego zdumiała jego gestem. – I tak nie jestem już głodny, smacznego. – Zamknął oczy i z lekkim uśmiechem oparł się o pień drzewa jakby był pewien moich dalszych działań. Kultura wymagała, bym podziękowała, prawda? Przez moją aspołeczność moja kultura osobista zanikała, ale coś tam jeszcze pamiętam.
-Dzięki.- Burknęłam pod nosem niepewna swoich działań. Na licach znów poczułam dziwne ciepło, więc z niezrozumieniem spuściłam wzrok na posiłek. Niepewnie chwyciłam pałeczki i spróbowałam kawałka kurczaka. Poczułam jak delikatnie łaskotał moje podniebienie rozpływając nie w ustach. Zaczęłam bez zastanowienia jeść dalszą część posiłku.
-Widzę, że apetyt dopisuje.- Znów się uśmiechnął, tylko tym razem jakby kpiąco. Z pełną buzią zwróciłam twarz w jego kierunku i ostrożnie zmrużyłam uczy niczym kotka przed atakiem.
-Okej, już nic nie mówię, jedz dalej.- Zaśmiał się z mojej nietypowej reakcji. Zaczęłam znów rozkoszować się posiłkiem. Po chwili spostrzegłam pustkę w pudełeczku. Westchnęłam głośno czując napełniony żołądek. Spojrzałam na niego z zakłopotaniem, nie wiedząc za bardzo, co zrobić z pozostałym pudełeczkiem i pałeczkami. Usłyszeliśmy znienawidzony dźwięk przez większości uczniów – dzwonek. Wstaliśmy, wzięliśmy swoje torby i bez słowa wsłuchując się wspólnie w ostatnie wersy Pollocka ruszyliśmy w stronę szkoły. Po drodze miałam akurat kubełek, do którego wyrzuciłam zbędne pozostałości po „wspólnym” śniadaniu.
-Jak oceniasz posiłek mojej roboty? – On to ugotował? Spojrzałam na niego zdziwiona. Uśmiech na jego twarzy udowodnił mi, że spodziewał się takiej reakcji.
-Smaczny. – Roześmiał się delikatnie, a ja wpatrując się w niego jak w obrazek szukałam powodów w jego mimice twarzy do śmiechu.
- Dużo nie mówisz, ale za to zabawnie się rumienisz. – Rumienię się? Ja.. Rumienię się. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek się rumieniła. Zaskoczona nie wiedziałam jak się zachować w jego obecności. Gdy zawiał mocniejszy wiatr z jego strony do moich nozdrzy dostał się wspaniały zapach męskich perfum. Jego perfum. Wzięłam głęboki oddech, by uspokoić natarczywość myśli. Znaleźliśmy się na głównym korytarzu budynku, a on cały czas wpatrywał się we mnie. Stanęliśmy przed pomieszczeniem, w którym mamy mieć chemię. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą… Nie zrozumiałam tego gestu. Nikt nigdy mnie nie przepuścił w drzwiach, a tymczasem on zachowuje się jak prawdziwy… Chwila, słowo mi uciekło, bo przecież to jest tak rzadko spotykane zjawisko w XXI wieku. Dżentelmen! On zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen. To tacy mężczyźni jeszcze są na tym świecie? Zabrałam mu moją słuchawkę i skierowałam się do ostatniej ławki. Usiadłam, a ku mojemu zdziwieniu koło mnie zasiadł prześladowca. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on jedynie uśmiechnął się niewinnie. Mimo, że nie zwracałam uwagi na nauczycielkę to starałam się pozostać myślami przy klasie. Przed moimi oczami, na ławce wylądowała zgnieciona karteczka w kulkę. Spojrzałam zdezorientowana na prześladowcę, ten tylko wpatrywał się we mnie wyczekująco.
Rozwinęłam papier i ujrzałam piękny charakter pisma o treści:
„Miłość za hajs to nie miłość, solex to nie słońce..
Rozpoczął cytat, ale go nie zakończył…, Co to znaczy? Mam to dokończyć? Zdziwiona zastanawiałam się, czy dokończyć rym do wersu Dioxa z Hifi Bandy. Wzięłam pierwszy lepszy długopis i dopisałam:
Dobry czas to nie rolex, ale chwile co są wolne” – Diox z Hifi Banda – Puszer.
Zgniotłam w rękach ponownie liścik i odrzuciłam do prześladowcy. Z zaciekawieniem przyglądałam się jego reakcji. Przeczytał, uśmiechnął się pod nosem, napisał coś znów tą swoją piękną kaligrafią. Odrzucił liścik z powrotem do mnie, wstał i zapytał się belferki, czy może udać się do pielęgniarki, bo ma złe samopoczucie, na co kobieta zgodziła się bez wahania. Spakował się w pośpiechu i.. Puścił do mnie oczko. Zamrugałam kilka razy zastanawiając się czy mój umysł przypadkiem nie płata mi figli. Uśmiechnął się i opuścił pomieszczenie. Przypomniałam sobie wówczas, że napisał do mnie wiadomość. Rozwinęłam kartkę z zeszytu w kratkę i ujrzałam dość spory napis:
Na przyszłość. Nazywam się Uchiha Sasuke.
W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy żałuję tego, że nie poznał mojego imienia.
S A S U K E:
Idąc korytarzem do gabinetu dyrektora zastanawiałem się, co konkretnie w ogóle mnie przyciągnęło do tej dziewczyny? Jej odosobnienie? Nietypowy wygląd? Pasja muzyczna? Nie wiem. Wiem tylko, że mnie ciągnie do niej jak cholera i tego uczucia nie potrafię się wyzbyć. Na chemii moje zainteresowanie jej osobą sięgnęło zenitu. Bez pukania wszedłem do gabinetu najważniejszej osoby w szkole. Za biurkiem zobaczyłem wpółżywego, długowłosego bruneta – mojego starszego brata.
-Może podać wodę i aspirynę na kacyka? – Spytałem wrednie rozsiadając się w fotelu naprzeciw niego. Spojrzał na mnie zirytowany, poprawił krawat i spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Dlaczego nie jesteś na lekcji? – Zirytowany głos dotarł do moich uszu.
-Przez ciekawość.
-Przez ciekawość, czego? – Dopytywał się dociekliwie, a jego drżąca powieka nie wróżyła dobrze.
-Raczej, kogo.- Zdenerwowany wstał, uderzył dłońmi o biurko i zaczął krzyczeć głośniej jakbym wcale nie przebywał koło niego tylko jakieś porządne parę metrów dalej.
-Do cholery, Sasuke ja nie mam siły teraz się z tobą użerać. Dopiero przyszedłem do pracy, a ty już mnie nawiedzasz. Mów, co chcesz i wracaj na lekcje. – W duchu pękałem ze śmiechu widząc jego zdenerwowaną minę. Miałem ochotę śmiać się do upadłego. Zachowując powagę przeszedłem do rzeczy.
-Zainteresowała mnie nowa uczennica w mojej klasie. – Itachi zbladł, jakby zobaczył ducha, poluzował krawat i oszołomiony opadł na krzesło.
-Ciebie… Zainteresowała jakaś dziewczyna. – Stwierdził niedowierzając. – Ja pierdolę. Karin! Błagam cię, podejdź tu na chwilkę. – Zaniepokojony moim zachowaniem dość głośno się wyrażał wołając swoją narzeczoną. Z drugich drzwi z plakietką „Sekretarka” wyszła ładna kobieta zaledwie rok młodsza od mojego brata. Czerwone oczy, równie czerwone włosy upięte w koński ogon, okulary z cienką oprawką, biała, damska koszula i elegancka spódniczka podkreślająca jej walory. Dotąd była jedyną dziewczyn z braciszka, którą polubiłem. Dziękuję do dziś Bogu za to, że to właśnie jej Itachi się oświadczył. Widząc bladego, przyszłego małżonka i mnie w biurze oparła zrezygnowana ręce na biodrach.
-Co się tym razem stało, Itachi? – Podeszła do narzeczonego i przytuliła się do niego od tyłu. Spojrzała na mnie rozbawiona.
-Cześć, Karin. – Przywitałem uśmiechając się delikatnie w jej stronę.
-Witaj, Sasuke. – Odwzajemniła pogodnie uśmiech. – Dlaczego nie jesteś na lekcji?- Zapytała zdzwiona moja obecnością w biurze.
-Bo spodobała się mu dziewczyna, którą dziś dopiero poznał. – Odpowiedział wciąż niedowierzająco Itachi. Karin zaśmiała się perliście.
-Twojemu małemu braciszkowi wpadła w oko dziewczyna? Musi być wyjątkowa. - Puściła do mnie oczko i pocałowała w policzek Łasicę. Brat odetchnął rozluźniony i spojrzał na mnie.
-To, po co tu jesteś? – Oboje spojrzeli na mnie wyczekująco. Przyszła Pani Uchiha wyprostowała się i znów w charakterystyczny sposób oprała dłonie o swoje biodra.
-Chce wiedzieć jak się nazywa, gdzie aktualnie mieszka i skąd się przeprowadziła. Miło by było gdybyś dał mi jej akta.- Po skończeniu wypowiedzi oboje zaczęli się śmiać. Uzumaki teatralnie odgarnęła łzę z kącika oka. Wykrzywiłem usta rozdrażniony ich reakcją. Uspokoili się już i głos zabrał braciszek.
-Spodobała ci się dziewczyna, a nawet nie znasz jej imienia. – Przez jego dziwny chichot na moje wargi cisnęła się obelga, ale ze względu na to, że w przeciwieństwie do wczorajszego wieczoru jest trzeźwy – nie mogłem go obrazić. A chciałbym, jak cholera! Postanowiłem to załatwić w inny sposób.
-Nie wiesz może, czy Siwy wciąż jest w naszym mieszkaniu? – Zapytałem odważnie spoglądając w jego oczy. On nagle zbladł i zaczął się nerwowo rozglądać. Mina Karin spoważniała.
-A dlaczego Siwy miałby być u ciebie? – Spytała się podejrzliwie przyszła bratowa.
-Młody, mówię ci to od bratniego serca. Zamknij ryj i w milczeniu opuść to pomieszczenie.- Warknął zdenerwowany, wiedząc, do czego zmierzam.
-Mów spokojnie Sasuke. – Czerwono włosa przejęła inicjatywę.
-Itachi wraz z Siwym wrócił do naszego mieszkania zalany w cztery dupy. – Uśmiechnąłem się wrednie widząc minę starszego braciszka. Żyłka na czole Karin zaczęła niebezpiecznie pulsować.
-A ty mówiłeś mi, że tobie biednemu się lot opóźnił!- Ups, chyba wszcząłem między nimi kłótnie.
Zauważyłem na biurku teczkę ze opisem nowych uczniów całej szkole. Niewidocznie, szybkim ruchem ręki wziąłem ją i wyszedłem z pomieszczenia zostawiając kłócących się kochanków.
Od Autorki:
Cóż, sądzę, że niektórych zszokowałam treścią tego rozdziału ;D
Ale to chyba dobrze, nie? Jest oryginalnie, nie? Nie, szkoła jest zbyt banalna.... Pogrążam się :c Mimo wszystko naiwna nadzieja wciąż jest, że wam się podoba. Mam prośbę, mój drogi czytelniku. Jeśli przeczytałaś/łeś - zostaw po sobie choć najmniejszy ślad :) Pozdrawiam.... Karui!
Stałam sobie dzisiaj na przystanku i marzłam w oczekiwaniu na autobus o 7:00 i tak sobie pomyślałam, że może sprawdzę bloggera czy nie ma czegoś nowego... i było :) Rączki mi odmarzały ale warto było schylać się nad telefonem te dwadzieścia minut :)
OdpowiedzUsuńWracam do domu... a tam sprawdzam pocztę i co? No komentarz w poleconych informujący o nowym rozdziale... aż mi się ciepło na sercu zrobiło że postanowiłaś mnie poinformować :)
Ale przechodząc do rzeczy z racji iż wypadało by zostawić po sobie coś sensownego, zacznę więc mówić o tym po co tu się pojawiłam.
Najpierw mała krytyka. Otóż jesteśmy Polakami, tak? no i z racji że ty piszesz jak i ja czytam w języku polskim postanowiłam zwrócić uwagę na muzykę w tle która również jest w naszym języku no i z przykrością muszę stwierdzić że nie pozwala się skupić na treści bloga, wiesz słowa które czytam mieszają się z tymi które słyszę i wychodzi niezrozumiały bełkot. Nie wiem czy tylko ja to odczuwam, ale postanowiłam cie o tym poinformować... może Eminem był by dobry? Mimo wszystko nie znoszę polskiego rapu, kojarzy mi się z brakiem ogłady, obrażaniem innych i przeklinaniem. Choć wiem że są wyjątki z których miło się słucha. Wyznaje zasadę im mniej rozumiesz o czym śpiewają tym lepiej dla tego wyleciałam z Eminemem :D
A przechodząc do treści rozdziału. No no no. Sasuke został oczarowany naszą Sakurcią ^^ kto by się tego spodziewał. Muszę przyznać że jego zachowanie było dość nietypowe jak na nową znajomość ale, przecież w słowie pisanym wszystko jest możliwe, czyż nie? No i pojawiła się Karin... no nie mogłam... normalnie mnie zwaliło z nóg... oczywiście mentalnie, no bo nie na przystanku wśród tylu ludzi :D Karin i Itachi... RAZEM!!! Tego jeszcze nie było w wieściach parafialnych, dosłownie nigdzie nie spotkałam się z taką alternatywą... NIGDZIE.
Nie mogę się doczekać aż Sasuke dorwie się i pozna akta naszej ukochanej bohaterki, no i chcę więcej spostrzeżeń Sakury na temat Sasuke, bo te które opisujesz są jakby to ująć... odległe, chyba tak, odległe. Chcę coś bardziej naturalnego, ale sama nie wiem czego, to już musisz wiedzieć ty, bo ja ni w ząb samej siebie nie rozumiem... za dużo energetyków i papierosków dzisiaj przez siebie przepuściłam, żebym teraz mogła racjonalnie myśleć.
Tak więc życzę weny, motywacji do dalszego tworzenia i szybkiego ukazania się kolejnego rozdziału :)
Spinamy kabelki :D
Taki mały ślad wystarczy, nie?
Mały? Mały? xD
UsuńNad muzyką faktycznie pomyślę ;) Tak sądziłam, że Karin cie zszokuje, w kościach to czułam!
Sasuke jako szpieg, czujesz tą moc? ;D Wiem, że uczucia Sakury są odległe, takie mają być- jak na razie oczywiście. Z czasem będzie się okazywać dlaczego. Zresztą nie ukrywajmy się - od pary ładnych lat nie miała kontaktu z rówieśnikami, a co dopiero z chłopakiem, czego ty oczekujesz? ;p xD
Ja tobie życzę, byś zmniejszyła ilość papierosów ;D
Woho! Ta Karin to dowalilas XD To dopiero drugi rozdzial a juz mi sie podoba! Zapamietaj, ze jestem tu juz stala czytelniczka ^ ^
OdpowiedzUsuńHah, jak miło :3
UsuńDzięki, i doceniam to, że zostajesz tu na stałe ^^
Przyznaję, że w tym rozdziale wieloma wątkami mnie zaskoczyłaś :D Po pierwsze nigdy nie wyobrażałam sobie Itachi'ego i Karin razem, jednak jak na razie Uzumaki bardzo pasuje do roli jego narzeczonej, a może już niedługo żony ;) Podoba mi się jej charakter :D Poza tym widać, że to ona w tym związku ma więcej do powiedzenia ;) A właśnie taka kobieta potrzebna jest Uchihom :D
OdpowiedzUsuńPo drugie charakter Sasuke jest niespotykany i trudno mi się do niego przyzwyczaić, jednak podoba mi się taka odmiana :) Trochę trudno uwierzyć mi w to, że zainteresowała go jakaś dziewczyna jednak bardzo się z tego cieszę :D
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :)
Pozdrawiam i życzę weny!
Tak jak prosisz po przeczytaniu zoztawiam po sobie komentarz. PS. Temat ze szkołą jest częsty, ale każdy kto zabiera się zapisanie takich rzeczy opisuje inne wydarzsnia, głównej postaci nadaje inne cechy, czsami zgodne z anime, czazami zupełnie przeciwne. I to właśnie jest w tym wszystkim piękne, każdy z nas choć na pozur pisze o tym samym, to tak naprawde jest to jest to coś orginalnego, i choć tak jak wspomniałaś wiele, wiele osób pisze w podobnej tematyce, ale dzięki temu mamy porównanie. Twoje opowiadanie jest inne, orginale w swojej kategori, i tego się trzymaj bo wychodzi ci to wspaniale (sorki nie umiem pisać długi kom. a i za orty też przepraszam :)
OdpowiedzUsuńCoś mam ''małe'' opóźnienie z dodawaniem komentarzy. Ehhh jakoś czasu na to nie było. Rozdział dawno przeczytałam, ale był brak czasu na dodanie komentarza, Coś zacofana jestem z tym dodawaniem ich. A to wszystko wina mojej ukochanej szkoły. A jak już jesteśmy przy temacie mojej szkoły, to dziękuję Ci, za to, że się nie nudziłam na angielski i poczytałam ten rozdział. Co róż uśmiechałam się pod nosem jak czytałam tą notkę. Sasuke kucharzem? Ja wiedziałam zawsze, że on jest wspaniałym kucharzem. On jest idealny, ale kto tego nie wie? xD Ta ich pierwsza rozmowa. Sasuke jak gdyby nic siada sobie koło Sakury, wyciąga jedną słuchawkę i ją bierze dla siebie. Boskie. ^>^ A później pisanie sobie na karteczce kilka zdań. ^.^
OdpowiedzUsuńItaś dyrektorem szkoły? :O Karin jego narzeczoną? :O Przy tych, rzeczach, to mnie zdziwiłaś.
Oczywiście, że wyczekuję na kolejny rozdzialik. ;)
Życzę dużo weny. ;3
Cieplutko pozdrawiam. :*
tu też jest dobrze opisane tyle że o samotnej matce
OdpowiedzUsuń